Miki z Tęczowym Mostem

Miki, Mikołaj, Mikuś… tak na niego wszyscy wołamy… wołaliśmy…

Biszkoptowy buldożek z niezbyt sprawnymi nóżkami, został odebrany m.in. przeze mnie z jednej z podłódzkich miejscowości. Zabrany z bloku, jako ten przeznaczony do uśpienia, przewracający się buldożek…
Przewracający się… no nie do końca, Miki po prostu miał szalone problemy z poruszaniem się, wynikało to może ze złych genów, może z przeszłości, w której trzymany był w niesprzyjających warunkach, tego się nie dowiemy nigdy.
Miki urodził się 5 sierpnia 2015 roku, przynajmniej tak miał wpisane w książeczce „zdrowia”, zdrowy nie był, na pierwszej wizycie u weterynarza, jeszcze w Łodzi nie dostał szansy na przyszłość.
Diagnoza, na szczęście dla Niego była straszna, ale nieprawdziwa – Martwicze Zapalenie Mózgu nie brzmiało zbyt dobrze, ale u dobrego Lekarza, już niedaleko domowych pieleszy jego szanse na życie dramatycznie wzrosły…
Pojechał do Domu Tymczasowego, naszego domu, który wkrótce stał się też JEGO domem na zawsze. Poznał dwójkę dorosłych towarzyszy swojego życia, adoptowaną buldożkę Tolę i buldożka Bejruta, starszych od niego, tez niezbyt zdrowych, ale sprawnych fizycznie. To była dla jego niepełnosprawności spora szansa i wzór do naśladowania. Z perspektywy czasu wątpię, czy dałby radę się tak nieźle poruszać bez naśladowania swojej czworonożnej rodziny.
Naprawdę, przez te prawie dwa lata osiągnął wiele. Miał nas, swoją „właścicielkę”, wtedy 3 letnią Martynkę i dwoje psich przyjaciół. Rodzina w komplecie…
Wiele rzeczy Mikołaja denerwowało, nie lubił jak któryś z psów jadł z jego czerwonej miseczki, wtedy mega uroczo warczał i „gotował się”.
Gdy sąsiedzi kupili psa za punkt honoru obrał sobie przedostanie się do niego, co naprawdę skutkowało niszczeniem przeze niego siatki ogrodzeniowej, natomiast umożliwiało to spokojne przechodzenie „sąsiada” do nas i pogoń za „króliczkiem”.
Żebyście sobie nie pomyśleli, że życie z Mikim było miłe, słodkie i przyjemne, co to to nie, tak łatwo nie było. Ze względu na swoją niepełnosprawność, problemy neurologiczne, często zdarzało się, że nasiusiał, czy zrobił kupę i rozmazał po podłodze, przechodząc po swojemu slalomem, kręcąc się wokół własnej osi potrącał i rozlewał wodę w misce, ale z perspektywy tych dni, gdy Go nie ma, okazuje się, że za tym tęsknimy.
Zawsze, gdy pozostała dwójka bez problemu wskakiwała sobie na kanapę on mocno wyciągał głowę i „krzyczał”, żeby mu pomóc wspiąć się również i poleżeć.
Zawsze przy nas… gdziekolwiek bym się nie ruszył, zawsze po swojemu szedł za mną. Co ciekawe, przy problemach z poruszaniem się, to gdy usłyszał dzwonek do drzwi, z całej psiej trójki był zawsze pierwszy… Był, niestety we wtorek 26/09/2017 przez szereg niesprzyjających okoliczności, jadł schowany przez niego smakołyk, który musiał utknąć mu w tchawicy i doprowadził do uduszenia się. Na naszą reanimację było już za późno, próbowałem z całych sił, ale było już za późno.
Ponieważ tragedia ta stała się w okolicach godziny 21, a nasza już prawie 5 córka spała, postanowiliśmy ją obudzić, powiedzieć co się stało i zachęcić, żeby się z Mikim pożegnała, że już go więcej nie zobaczy, ale że będziemy o nim pamiętać i mieć go zawsze w swoim sercu. Kolejne dni nie będą łatwe, ja sam prowadząc auto, w momencie przypomnienia sobie dowolnej sytuacji z Mikołajkiem mam oczy pełne łez.
Jest teraz taka cisza w domu. Do końca życia będę pamiętał z tego wieczora słowa mojej córki, która to wyrwała mi telefon i powiedziała ze łzami w oczach: Ciociu, Miki umarł…